Za nami wyzwanie #medytujzszw. Uczestnicy, w tym ja, przez 30 kolejnych dni mieli za zadanie medytować oraz zapisywać swoje wrażenia i uczucia. Jak się czuję po 30 dniach codziennej praktyki?
Czy było ciężko?
Z jednej strony łatwo, a z drugiej to wymagające. Publiczna deklaracja wiele znaczy, a co za tym idzie nie można się po prostu poddać jeśli nam się nie podobało. Jestem od maja w trybie „sesja”, a co za tym idzie czasem zmęczenie dawało się we znaki. Tak, wtedy było ciężko, ale zazwyczaj wystarczało zacząć i od razu było lepiej.
Co dało mi 30 dni #medytujzszw?
Oprócz wyrobienia w sobie nawyku, zauważyłam kilka rzeczy:
- Łatwiej mi się skoncentrować i utrzymać tę koncentrację przez dłuższy czas.
- Trochę lepiej potrafię panować nad emocjami, choć czasem mimo medytacji, stres wygrywa.
- Jestem uważniejsza. Dostrzegam, że kwitnie jaśmin, zamiast „kwitnie coś na biało”. Więcej wyciągam, gdy czegoś słucham.
- Mam lepszy humor i pozytywniejsze nastawienie. Oczywiście, że zdarzają się „dni naleśnika” czy innej jęczącej buły, ale generalnie wydaje mi się, że jest lepiej niż było.
- Łatwiej mi nazwać to, co czuję. Na zdjęciu głównym widzicie dwa znaki zapytania. To dni w których nie potrafiłam określić tego, co czuję. Z każdą sesją widzicie, że z tym nazywaniem szło coraz lepiej. Generalnie to co czułam można określić tylko kilkoma słowami, które też opisywałam na arkuszu.
Jak medytowałam?
Doszłam do wniosku, że medytowanie w różnych godzinach może dać rozbieżne wrażenia. Zdecydowałam się więc na mniej więcej stałą godzinę medytacji – były to okolice północy. Pozycja siedząca lub półleżąca. W myślach liczyłam sobie do 8 odpowiednio na wdech i wydech lub po prostu myślałam „wdech”…”wydech”.
Ogólne wnioski
Nie oczekiwałam niczego od tego wyzwania. Chciałam podejść do niego z pewnym luzem i z takim podejściem, co wyjdzie, to będzie. Oczywiście, gdzieś tam z tyłu głowy były te wszystkie wspaniałości, o których pisała Ania. Bardzo się cieszę, że udało mi się przekonać samą siebie i część z Was do codziennej praktyki. Medytację będę kontynuować na pewno, choć nie daję stuprocentowej gwarancji na to, że będzie się to odbywało codziennie.
Cieszę się również z tego, że poprawiła się delikatnie moja koncentracja. Łatwiej jest mi „być w danej chwili”, tu, i teraz. Również jest mi lepiej z samą sobą. Tak po prostu. Jak możecie zobaczyć w głównym zdjęciu, nie raz w odczuciach pojawiła się motywacja i pewność siebie. W pewnym sensie, upewniłam się, że to co robię i w jakim miejscu teraz jestem i co planuję robić, jest dla mnie odpowiednie. Zabrzmiało to trochę jak z poradnika taniego coacha, ale to czuję, więc nie będę Wam mydlić oczu 😉 Pamiętajcie, że to tylko 30 dni, w związku z czym nie można oczekiwać spektakularnych zmian i odkryć.
W przyszłości na pewno wrócę do #medytujzszw, już w sumie planuję II edycję! Mam nadzieję, że Ty także do niej dołączysz?
Jeśli brałeś/brałaś udział w moim wyzwaniu, proszę podziel się ze mną swoimi spostrzeżeniami! Tu w komentarzach, na Insta, czy w mailu. Gdzie Ci wygodnie! Dla autora feedback jest bardzo ważny, bo wie, co zrobił dobrze oraz co należy poprawić.
Dziękuję za te wspólne 30 dni. Czekam na relację z Twojej medytacji! A może nie brałeś/brałaś udziału w wyzwaniu, za to medytujesz od dawna? W takim razie podziel się swoją historią medytacji i tym, co się w Twoim życiu dzięki niej zmieniło!
Ściskam,
Ola!